piątek, 7 listopada 2008

"Praskie przechadzki" Viktora Fischla

W cyklu wierszy pt. Praskie przechadzki Viktor Fischl przedstawia obraz opuszczonej przez podmiot liryczny Pragi. Pragi widzianej oczami Żyda. Ten czeski prozaik i publicysta poznał to miasto w czasie młodości studenckiej. W 1939 roku wyjechał do Anglii, a po wojnie pracował w czechosłowackiej dyplomacji. Jednak w 1949 roku wyemigrował na stałe do Izraela, gdzie przyjął nazwisko Avigdor Dagan. Pomimo tego, że zwiedził wiele krajów (m.in. Anglię, Japonię, Polskę) i miast, to najdłużej i najmocniej związany był właśnie z Pragą i Jerozolimą.

Praskie przechadzki to zbiór wierszy zbudowany z alegorycznych przypowieści nawiązujących do tradycji literatury filozoficznej.
W pierwszej części podmiot liryczny opisuje co widział i słyszał:
Na jednej z tysięcy przechadzek
po mieście, z którego odszedłem, (...)
po mieście, co nigdy nie wyszło ze mnie...


Nie jest to zatem zwykły spacer. Akcja utworu toczy się nocą. Podmiot, którego można utożsamiać z autorem, mówi, iż dzieje się to
Na jednej z tysięcy przechadzek
po mieście, którym chodzę już tylko we śnie.

Mamy do czynienia z metafizyczna podróżą w czasie i przestrzeni do miejsca opuszczonego, a jednak bliskiego sercu. Ta bliskość sprawia, że opis miasta staje się wyjątkowy.

Bohaterem wspomnień i zarazem przewodnikiem po nocnej Pradze jest w tym wierszu Rabbi Loew. Początkowo stoi on na kamiennym moście nad Wełtawą, gdzie wychylony głęboko nad taflą wody, czyta tajemne pismo fal. Potem o północy prowadził podmiot uliczkami ku budynkowi ratusza z zegarem, poczym zniknął za cmentarnym murem. Na pożegnanie zdążył jeszcze pobłogosławić tym, co zostali poza cmentarzem. Przez całą drogę szeptał sam do siebie fragmenty Starego Testamentu np.
(...) o dziecku
uratowanym w koszu sitowia,(...)
o chełpliwości olbrzyma, którego uciszył
kamyk z procy w dłoniach pacholęcia.

Autor porównał jego szept do topoli na Cesarskiej Łące.

Podmiot liryczny został pod zegarem, (...) na którym czas szedł w druga stronę..., bo przecież to wszystko co widział już się zdarzyło. Podczas spaceru wspominał jeszcze inne postacie: garncarzy z Kampy, flisaków z Podskala, latarników z nadbrzeża i samotnego rybaka.

W kolejnej części artysta opisuje wspomnienia spacerów po piątej dzielnicy, w której znajdowały się sklepy ze starzyzną. Autor pisze, że
Każda rzecz rozmawiała tu ze swoja śmiercią.
Następnie wymienia mnóstwo przedmiotów, które się tam znajdowały. Każdy z nich miał kiedyś swojego właściciela i określoną funkcję. Oglądając je, można wywnioskować do kogo należały i w ten sposób poznać lepiej mieszkańców miasta.

Następny wiersz dotyczy problemu zmienności. Podmiot liryczny
cieszy się, że nie wszystko się zmieniło w Pradze odkąd ją opuścił. Wie, że niektóre rzeczy, miejsca i ludzie zostali tacy jak byli. Pamięta jeszcze
(...) która brama pachnie cynamonem...
(...) że na pewno
w zaduszki tramwaje na Olszany dalej pachną
gorzkawą wonią chryzantem.

Wspomina też miejsca gdzie kwitną akacje, zamkowe schody, jak również mężczyzn jeżdżących rano do pracy rowerami lub tramwajami. Najważniejsza wydaje się końcowa refleksja, mówiąca, że
Niektóre rzeczy zostaną, jak były.

W tym opisie miasta nie ma podanych nazw wszystkich ulic – z pewnością z racji wybranej przez autora formy lirycznej. Znajdziemy jednak wiele skojarzeń, refleksji i wspomnień jakie nasuwa człowiekowi miasto i jego poszczególne części. Nie są one jednak powierzchownymi wrażeniami, jakie mógłby odnieść turysta. Fischl skupił się nie na samej materii, ale na treści, wrażeniu jakie ona przekazuje. Po latach można zapomnieć nazwę ulicy, na której wąchało się pięknie kwitnące bzy, ale widzieć i czuć je nadal zmysłami duszy.

Fischl Viktor: Praskie przechadzki, „Literatura na Świecie”, 1997, nr 7, s. 133-138

Brak komentarzy: