wtorek, 18 października 2011

Scena

Kurtyna poszła w górę. Na środku pustej sceny stał mikrofon. Gdy zagrała muzyka, zza kulis wyszła dziewczynka w szarej sukience i fioletowych rajstopkach i zaczęła śpiewać. Po jej występie przyszła grupa tancerzy, potem był występ teatralny, a na koniec pszczółka Maja.

To wszystko wydało się takie dziwnie znajome i bliskie, chociaż to już nie ta scena, nie te dzieci, nie ci początkujący artyści. Tylko pszczółka Maja była właśnie ta, taka sama jak wtedy. I chociaż to nie to samo, to szarpnięta struna wspomnień wydała podobny dźwięk i obudziła śpiące marzenia. Siedząc na widowni, poczułam to podniecenie gdy szykujesz się do wyjścia na scenę i wszystko wydaje się możliwe.
Żeby coś się zdarzyło, żeby mogło się zdarzyć… trzeba marzyć!

Dziecięce marzenia o karierze artystycznej i sławie spełniły się tylko niewielu, ale czy to znaczy, że nie warto marzyć? Może dzisiaj takie zapomniane i zakurzone marzenia są dużo łatwiejsze do realizacji. Zawsze warto spróbować!
Maju cóż zobaczymy dziś…

2 komentarze:

Anonimowy pisze...

Ty Maja:) pamietasz "Pieklo":) szkoda ze nikt nie ma z tego nagrania, chetnie bym obejrzała zuzie i małe diabełki!!! Kiedys na strychu u mnie scenariusz znalazłam, fajne czasy wtedy były!!! chetnie bym do nich wrociła!!! rodzikowa ps. i znowu zapomnialas!!!!!!

Anonimowy pisze...

dzieki za sms!!! ale bys mogla cos wiecej skrobnac a nie 10 wyrazow!!!!! rodzikowa