poniedziałek, 31 października 2011

Nie komedia a dramat

Zaplanowaliśmy ze znajomymi szalony sobotni wieczór. – A może zaczniemy od jakiejś komedii? No i tak wybraliśmy się na film Baby są jakieś inne Marka Koterskiego. Jednak zamiast lekkiej komedii obejrzeliśmy dramat psychologiczny.

Oprócz kilku śmiesznych gagów wysłuchaliśmy całej gorzkiej litanii skarg i zażaleń płci męskiej, które już wcale nie były śmieszne, a co gorsza i nie bezpodstawne. Może warto zastanowić się chociażby nad tym, że kobiety zawłaszczają sobie dzieci na  wyłączność. Kobieta stając się matką często odsuwa od siebie mężczyznę i przestaje być żoną. Żyje wtedy tylko i wyłącznie dla dziecka, jest o nie tak zazdrosna, że nie dopuszcza do niego nawet ojca. A mężczyzna po kilku daremnych próbach włączenia się do opieki nad potomstwem zaczyna żyć obok.

Takich tematów do refleksji jest w tym filmie wiele. Na plus można jeszcze zaliczyć świetne zdjęcia drogi nocą. Na minus długość filmu, bo niektóre sceny były zbyt nużące, oraz muzykę nie dającą wytchnienia od dramatyzmu.

Nie polecam jako komedii, ale jako dramat z elementami humorystycznymi już tak.


Więcej...

wtorek, 18 października 2011

Scena

Kurtyna poszła w górę. Na środku pustej sceny stał mikrofon. Gdy zagrała muzyka, zza kulis wyszła dziewczynka w szarej sukience i fioletowych rajstopkach i zaczęła śpiewać. Po jej występie przyszła grupa tancerzy, potem był występ teatralny, a na koniec pszczółka Maja.

To wszystko wydało się takie dziwnie znajome i bliskie, chociaż to już nie ta scena, nie te dzieci, nie ci początkujący artyści. Tylko pszczółka Maja była właśnie ta, taka sama jak wtedy. I chociaż to nie to samo, to szarpnięta struna wspomnień wydała podobny dźwięk i obudziła śpiące marzenia. Siedząc na widowni, poczułam to podniecenie gdy szykujesz się do wyjścia na scenę i wszystko wydaje się możliwe.
Żeby coś się zdarzyło, żeby mogło się zdarzyć… trzeba marzyć!

Dziecięce marzenia o karierze artystycznej i sławie spełniły się tylko niewielu, ale czy to znaczy, że nie warto marzyć? Może dzisiaj takie zapomniane i zakurzone marzenia są dużo łatwiejsze do realizacji. Zawsze warto spróbować!
Maju cóż zobaczymy dziś…


Więcej...

niedziela, 16 października 2011

Golonka

Jeszcze tylko 3 maile, 2 telefony, 2 strony tekstu i… Jeszcze tylko tramwaj, zakupy, metro, autobus i… Kombinacja cyfr na domofonie, winda, drzwi i… Cześć! Jak się masz? Czego się napijesz? Siadaj i… francuski ser, stek wołowy, sushi, a może golonka? Golonka? Tak, golonka. Nigdy nie jadłam… To może spróbujmy? Ja też bym chciał i ja i ja… Śmiejemy się.

I tak to się zwykle zaczyna. Szukamy jak, za ile i gdzie można znaleźć dobrą golonkę. A potem wsiadamy w autobusy, samochody, tramwaje, pociągi, samoloty, na łodzie, rowery lub konie i jedziemy, lecimy, płyniemy.

Każdy powód jest dobry żeby jechać razem. Trzeba znaleźć tylko wspólny cel np. golonkę. To wystarczy, żeby chociaż na chwilę spleść nasze indywidualne historie w jedno i utworzyć wspólny warkocz energii. Cienkie kolorowe nici splatają się wtedy w silną i jaskrawą wiązkę pulsującą śmiechem. Ta  synergia sprawia, że przyspieszamy i z nadświetlną prędkością pokonujemy problemy i własne słabości. Ładujemy akumulatory do następnego spotkania i… kolejnej golonki.

Czas się nie liczy, boi się nas, więc ucieka jak tchórz. Dogania nas dopiero, gdy rozpleciemy gordyjski węzeł dusz i z szyderczym śmiechem zmusza nas do posłuszeństwa, ale tylko do kolejnej… golonki.


Więcej...

niedziela, 9 października 2011

Myśli z tobołka

Klara przez ostatnie miesiące prawie nie schodziła z wozu. Rzadko spędzała tydzień w jednym miejscu. Zwykle, gdy zbliżał się weekend, pakowała tobołek i ruszała dalej. Poznała wiele nowych miejsc, ale wcale nie czuła się w nich obco. Jadła pyszne kluski śląskie, piła płockie piwo, słuchała huku armaty w Nałęczowie, podziwiała metalowe ptaki nad Radomiem, moczyła nogi w  Bałtyku i wiele wiele innych…

Podczas letnich podróży zabrała wiele ciekawych historii i myśli do swojego podręcznego tobołka. Teraz, gdy przyszła jesień i na dworze jest coraz zimniej, przyszedł czas na kubek ciepłej herbaty z cytryną i przekładanie myśli z tobołka do internetowej składnicy.

Tak naprawdę wszystko zaczęło się w maju od wielkiej wyprawy na drugi koniec świata i choć było to zaledwie 5 miesięcy temu, to mam wrażenie, że minął już co najmniej rok. Od tamtej pory upłynęło już tyle kilometrów, spotkań, wydarzeń i wzruszeń. Klara niczym japońska turystka wygrzebuje stosy zdjęć i skojarzeń z wakacji by razem z Wami przeżyć to jeszcze raz, ale już nie tak samo.

Klara nie jest dziennikarką, a składnica portalem informacyjnym, ani szczegółowym dziennikiem. Tym niemniej, zapraszam doczytania!

USA-2011_05_03 11_01_23


Więcej...

sobota, 8 października 2011

Nie dam zamknąć Składnicy!

Tego to się Klara nie spodziewała... Owszem ostatnio nie poświęcała zbyt wiele czasu na pisanie bloga, ale żeby go tak od razu brutalnie blokować i unicestwiać!? i to bez żadnego uprzedzenia... Ale nie damy się tak łatwo!
Na szczęście dobre duchy zza wielkiej wody czuwają nad nami :)
Dziękujemy Wam za interwencję i w zamian za to obiecujemy częściej wkładać myśli do naszej internetowej Składnicy.


Więcej...