sobota, 21 sierpnia 2010

Szanty

“Nasz "Diament" prawie gotów już
W cieśninach nie ma kry
Na kei piękne panny stoją
W oczach błyszczą łzy. “


Trudno odpłynąć w ramionach Morfeusza, gdy męski chór silnym głosem zaśpiewa “Pieśń wielorybników”. Ta melodia obudziła mnie w środku nocy i zniewoliła niczym pieśń Orfeusza. Żaden ze mnie wilk morski, ale zdarzyło mi się nieraz pobujać przy szantach. Czasem były to spokojne wody w gronie harcerskim, a innym razem sztorm, gdy w żyłach szalało morze alkoholu.

Kraków nie jest miastem portowym, ale mam stamtąd miłe wspomnienia z bujania w Starym Porcie. Drewniane ławy, przyciemnione światło i muzyka (często na żywo) tworzą przyjemny klimat. W knajpie panuje gwar rozmów, z których można wychwycić opowieści o morskich przygodach i planach na kolejne rejsy. Tuż przy barze zawsze był zarezerwowany stolik tylko dla kapitanów, a żeglarze niżsi rangą mogli zawsze liczyć na zniżkę na piwo.

“Kapitan w niebo wlepia wzrok
Ruszamy lada dzień
Płyniemy tam gdzie słońca blask
Nie mąci nocy cień.”


Jakbym chciała zatopić oczy w błękicie fal, ale niestety nie mam jak. W tym roku nie mam wakacji w wakacje (na odpoczynek muszę poczekać do października), na szczęście w planach mamy rejs i nurkowanie.
Póki co, musimy znosić upały w stolicy. Po tym bujaniu z sąsiadem mam ochotę zajrzeć do Czwartej Szklanki na Śniadeckich na kubeczek grogu, a tymczasem powyję “Hiszpańskie dziewczyny”.




1 komentarz:

Anonimowy pisze...

"Hiszpańskie dziewczyny" dla mnie wspomnienie młodszych lat, tak gdzieś jak miałyśmy po 16/17 lat, świat wyglądał inaczej...
Pozdrawiam
Magda.Zet