Każdy świętuje jak może. Sylwester jest na tyle liberalnym świętem, że każdy może go świętować po swojemu. Nie ograniczają nas żadne tradycje i normy kulturowe – chcesz to tańcz, jedz i pij, a jak nie to śpij. Dla niektórych każda okazja jest dobra do zabawy, ale są też tacy, którzy dzisiejszego wieczoru nie świętują - bo czy warto się cieszyć z tego, że jesteśmy coraz starsi? A czemu by nie. Dzieci cieszą się z tego, że przybywa im lat i coraz więcej im wolno.
Gdy Klara była jeszcze małą Klarcią z niecierpliwością czekała na nadejście nowego roku, żeby móc powiedzieć, że ma już nie 6 a 7, nie 7 a 8, nie 8 a … itd. lat. Wieczór sylwestrowy spędzali z rodzicami w domu. Mama przygotowywała zwykle na kolację bigos, a potem kroiła ciasto – biszkopt z kremem i makowca ze świąt, żeby mieli co podjadać. Do picia był napój pomarańczowy domowej roboty i ruski szampan dla rodziców.
Zawsze na kilka dni przed Sylwestrem Klarcia brała pieniądze, zbierane przez ostatnie tygodnie na ten cel i szła na zakupy. Nie było tego zwykle zbyt wiele, ale w sam raz na Sylwestrową ucztę dla małej dziewczynki. Na miejskim targu kupowała kilka mandarynek, kiwi, banan, a czasem również winogrona i garść cukierków. Potem dumna jak paw przynosiła do domu swoje zakupy i chowała w swoim pokoju, żeby ktoś inny z rodziny nie zabrał jej skarbów.
Impreza Sylwestrowa zaczynała się zwykle około godziny 20.00, kiedy wraz z rodzicami zasiadali przed telewizorem. Wtedy Klarcia brała od mamy elegancką szklaną salaterkę i wykładała na niej swoje smakołyki. A potem następowało bardzo powolne delektowanie się rarytasami, tak aby wystarczyły do północy.
Wieczór mijał na rodzinnym oglądaniu komedii. Gdy zegar wybijał 12.00 Klarcia sterczała już w oknie i wypatrywała kolorowych fajerwerków. Po 20 minutach było po wszystkim, więc przebierała się w pidżamę i szła spać, zadowolona, że jest już o rok starsza.
Więcej...