niedziela, 20 czerwca 2010

Podróże z Kapuścińskim: Kair

Od kilku tygodni podróżuję z Kapuścińskim. Tak jak on zabierał ze sobą w zagraniczne podróże „Dzieje” Herodota, tak ja wrzucam do plecaka „Podróże z Herodotem” Ryszarda Kapuścińskiego. I chociaż mogłabym przeczytać te 200 stron w jedno lub dwa popołudnia, to jednak tego nie robię. Dzielę sobie lekturę na krótkie fragmenty, czytane podczas podróży pociągami, autobusami czy samolotami. Czytanie o podróżach w podróży ułatwia mi odbiór książki i nie pozwala na pojawienie się uczucia tęsknoty i zazdrości gdy bohater opowiada o ciekawych zakątkach świata. Byłoby dużo trudniej gdybym siedziała w domu i zmagała się z codziennością.

Tym razem Kapuściński zabrał mnie ze sobą w podróż do Egiptu. Czytając opis Kairu z lat 60tych ubiegłego wieku, przypomniałam sobie moj podróż do tego miasta i odniosłam wrażenie, że niewiele się tam zmieniło. Zwiedzając Kair w 2009 roku, tak samo jak Kapuściński, zwróciłam uwagę na jego ogrom, na miliony ludzi żyjących w slumsach obok tych nielicznych z dzielnic willowych i wieżowców. Widziałam jak przed skrzyżowaniem zatrzymały się obok siebie: luksusowy Mercedes, odrapany, nastoletni samochód nieznanej marki i dziadek na osiołku. Różnice między klasami społecznymi są tam niesamowicie jaskrawe i widoczne na każdym kroku.


Osobną, specyficzną klasę stanowią turyści. Autochtoni wyczuwają ich z daleka – bacznie obserwują lub od razu przystępują do ataku, próbując Cię nakłonić do wydania pieniędzy. Jasna, nieopalona skóra jest w Egipcie symbolem bogactwa i naiwności. Nie można tam wtopić się w tłum, żeby zasmakować ich codziennego życia – zobaczysz tylko to, co zechcą Ci pokazać. Wydzielone są specjalne miejsca dla turystów np. restauracje, do których miejscowi nie maja wstępu.

Kapuściński opisuje jak to naiwnie zgodził się na wycieczkę do meczetu, i jak przewodnik odebrał mu portfel gdy stał na niezabezpieczonym balkoniku na szczycie minaretu. Nasza wycieczka na szczęście była pozbawiona tego typu atrakcji. Mimo to, nie odważyłabym się na samodzielne zwiedzanie Kairu. Z perspektywy turysty w mieście rządzi chaos. Tymczasem jego mieszkańcy stworzyli specyficzny ekosystem, opierający się na wzajemnych zależnościach, układach i niepisanych zasadach lub ich całkowitym braku – jak w przypadku ruchu drogowego.

A Nil? No tak, nie mogę nie wspomnieć o rzece, która od tysięcy lat żywi Egipt – i to byłoby na tyle, jeśli chodzi o podniosły ton w kwestii Nilu. W rzeczywistości rzeka jest ogromna, ale i niesamowicie zaniedbana i zaśmiecona. Negatywne wrażenie pogłębiły jeszcze stare i odrapane łódki, wypełnione czym? Trudno powiedzieć – chyba wszystkim, co udało się wyciągnąć z wody. A na tych łódkach pływały całe rodziny – czyżby to były ich domy? Bałam się tej myśli…

Dzień spędzony w Kairze wspominam jako niesamowitą i egzotyczną przygodę. Dzisiaj, jadąc przez deszczowe Mazowsze, mogłam ją wspominać dzięki Ryszardowi Kapuścińskiemu, za co chciałabym mu powiedzieć Shukran!


1 komentarz:

Anonimowy pisze...

http://krwawy80.wrzuta.pl/audio/3vp57oXW0kb/02_tori_amos_-_welcome_to_england