Muszę pisać. To jest jednak nałóg. Można nad tym zapanować - powiedzieć sobie, że są rzeczy ważniejsze, że nie ma się czasu - ale to działa tylko na krótko. Z czasem natłok myśli staje się nie do zniesienia. Kropla po kropli drąży skałę umysłu.
Nie każda myśl nadaje się do tego, żeby ją wypowiedzieć od tak np. do kolegów z pracy. Bo czy warto podejmować temat obaw przed macierzyństwem lub krytyki literackiej czy poezji? Są takie tematy, do których cieżko znaleźć rozmówcę. A przecież papier przyjmie wszystko. Ludzie zbyt szybko mogą uznać cię za głupca, dlatego, że nie mogą cię zrozumieć.
Zbyt często ulegamy pokusie dostosowania się do ogółu, zaczynamy być jak inni, zamiast żyć własnym życiem. Jemy fast-foody, oglądamy kiczowate superprodukcje, a potem tylko jeździ nam po kiszkach niezdrowe żarcie, a w głowie pulsuje pustka i niedosyt po skończonym seansie. Niektórzy chyba potrafią się tym zadowolić, inni narzekają, ale wciąż robią to samo, tylko nieliczni próbują to zmienić.
Ja wyję do księżyca w pełni, modląc się o to, by obudził we mnie artystyczną bestię, która wierci się niecierpliwie. Ciekawe tylko czy zdołam ją ujarzmić i wykorzystać jej zdolności w odpowiedni sposób.
środa, 2 grudnia 2009
Niedosyt
Etykiety:
film,
niezrozumienie,
refleksja,
Zmierzch
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz