Podeszła do lustra w łazience i wzięła z półki słoiczek kremu. Odkręciła pokrywkę, powąchała i zamoczyła palce w przyjemnie chłodnej białej mazi. Dwoma palcami zaczęła powoli nakładać krem na twarz – niby znajomą od tylu lat, ale jednak inną.
Poznawała te twarz od nowa. Dostrzegła cienie i pierwsze zmarszczki w okolicach oczu, przebarwienia na policzkach i nad wyraz widoczne piegi. Niezbyt zadowolona nowymi odkryciami, sięgnęła po tubkę z podkładem i próbowała zakryć wszelkie mankamenty. Przypomniała sobie wtedy jak często śmiała się z wytapetowanych lasek, a teraz co?... sama robi to samo.
Sięgnęła po puder, by ostatecznie rozprawić się z piegami na nosie, a potem spojrzała sobie w oczy. Dziwne, szare, obce oczy, pełne popękanych naczynek. Wzięła do ręki tusz do rzęs. Z zadowoleniem zauważyła, że ma wyjątkowo długie rzęsy. Dokończyła makijaż oczu i zostały już tylko usta…
Na nich nie było widać znaków czasu, były tak samo wąskie i delikatnie różowe jak zwykle i tak samo jak zwykle nie mogła dobrać do nich szminki. W końcu sięgnęła po tę brzoskwiniową. Spojrzała jeszcze raz w lustro, przeczesała włosy, a potem wyszła by zdobywać kolejne szczyty własnych możliwości i zmarszczki.
Więcej...